🥍 Jak Sie Rozstac Mieszkajac Razem
Jak radzić sobie z lękami, odzyskać spokój serca, obecnie wychowuję z mężem rocznego syna, mąż pracuje od 12-24 ,siedzimy sami, nie cierpię naszej okolicy, nie mamy tu znajomych, spacery są bezsensowne, tu nic nie ma, jestem w ciąży, każde brak objawów ciąży jak, np. dziś mogę umyć zęby bez odruchów wymiotnych powoduje, że stresuje się czy wszystko ok z dzieckiem
Nie łam się stary.. przechodze podobną sytuację.. studia ją zmieniły, nowe otoczenie, znajomi.. nagle jej miłość wypaliła się.. zostawiła mnie i teraz szaleje w najlepsze (imprezki itd.) - wątpie w to aby wróciła.. dlatego radzę Ci - zacząć życie od nowa.. wiadomo, że pewnie potrzebować będziesz czasu.. ale nie wierz w to, że będzie już między wami dobrze - Związki
Rozstać się, czy cierpieć - Netkobiety.pl Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy
Okoliczność wspólnego zamieszkiwania małżonków nie oznacza jednak, iż sąd nie może orzec rozwodu. Kodeks nie zawiera bowiem przepisu, który stanowiłby, iż w chwili wnoszenia pozwu o rozwód małżonkowie muszą mieszkać osobno. Warunkiem, aby sąd uwzględnił powództwo i orzekł o rozwodzie jest natomiast zupełny i całkowity
my wyprowadzenie sie narzeczonego nie traktujemy jak szopke, raczej jak takie małe urozmaicenie przed ślubem nie bedziemy sie widzieć przez 2 dni, więc w kościele będzie ciekawiej zreszta w domu będzie moja sukienka nie chciałabym by ją zobaczył. Zadecydowalismy tak razem i nam sie podoba. Też sporo mieszkamy razem.
O tym, że nie są razem, dowiedziała się z jego listu. Rozstanie z klasą jest możliwe, ale do tego potrzebna jest dojrzałość i dobre chęci. Więcej takich historii znajdziesz na stronie
Zarejestrowany: 2018-06-10. Posty: 4,493. Odp: Zona chce sie rozstac. Nic się nie dzieje bez powodu, zawsze jest coś co sprawia że ludzie się zdradzają, odchodzą od siebie, albo po prostu przestają na tyle kochać, aby chcieć ze sobą dalej żyć. Żona mówi że cię kocha, ale to raczej inna miłość niż ta wcześniej.
Sztuka polega na tym aby rozstać się nie niszcząc emocjonalnie partnera. Powiedz,że bardzo go kochałaś i nadal go kochasz, ale teraz ważne jest dla Ciebie coś innego. Oczekujesz od życia czegoś innego. Twoja miłość przybrała charakter nieco bardziej przyjacielski, co pozwala Ci na jedynie mniej zażyłe kontakty.
Co trzecia para w Polsce decyduje się na rozstanie, 32 proc. małżeństw, związków rozpada się z powodu niezgodności charakterów, a 24 proc. z powodu zdrady. Niestety, rozstanie to nie zawsze najlepsza recepta na szczęście w kolejnym związku, ponieważ często powielamy błędy z poprzednich relacji.
dqGGT. napisał/a: alicja221 2009-05-07 23:01 Czy jestescie za tym, aby, nim sie zdecyduje na malzenstwo, ze soba zamieszkac? Ja przez pewien okres czasu bylam za tym, aby poznac przyzwyczajenia swojego partnera, zobaczyc, jak sie zachowuje na co dzien, itp. Jednak, gdy zapytalam o zdanie mojego chlopaka, on odpowiedzial, ze wolalby od razu wziac slub, bo takie mieszkanie "na kocia lape" do niczego dobrego nie prowadzi i roznie sie to konczy. W sumie ma sporo racji... bo jest to w pewnym sensie "pojscie na skroty", bo w razie czego mozna sie rozstac bez wiekszych koncekwencji. Poza tym faktycznie obserwujac takie pary okazuje sie, ze dlugo sie nie pobieraja, bo "tak jest dobrze i po co cokolwiek zmieniac". Malzenstwo nie jest dla nich zadnym przezyciem i w wielu przypadkach sprowadza sie wrecz do "podpisania papierka". Czesto pobieraja sie pod wplywem naciskow rodzicow lub ciazy. A jakie jest Wasze zdanie? napisał/a: kasiasze 2009-05-07 23:38 Myślę, że w dużej mierze jest to kwestia wiary i religijności. Moim zdaniem rzeczywiście ludzie powinni zamieszkać ze sobą, gdy stwierdzą, że to jest TO, partner na życie itepe. Różnie się jak wiemy może ułożyć (odpukać!), ale należy zawsze być przekonanym, że to na zawsze. Ślub to piękna sprawa, niezależnie czy cywilny czy także kościelny. To pewne zobowiązanie, obdarzenie uczuciem ogromnym. Można zamieszkać "przed ślubem", gdy się jest się pewnym lub .. prawie pewnym :), że ten ślub się chce wziąć ... napisał/a: Zakk 2009-05-07 23:47 ashley86 napisal(a):bo jest to w pewnym sensie "pojscie na skroty", bo w razie czego mozna sie rozstac bez wiekszych koncekwencji. Poza tym faktycznie obserwujac takie pary okazuje sie, ze dlugo sie nie pobieraja, bo "tak jest dobrze i po co cokolwiek zmieniac". Malzenstwo nie jest dla nich zadnym przezyciem i w wielu przypadkach sprowadza sie wrecz do "podpisania papierka". Czesto pobieraja sie pod wplywem naciskow rodzicow lub ciazy. A jakie jest Wasze zdanie? Cóż, popierając własnym doświadczeniem mógłbym się ogólnie zgodzić z tym stwierdzeniem w jakichś 80%, pozostałe 20% podsumowałbym jako że "to co napisałaś nie jest regułą". Sam mieszkałem z kobietą ponad rok, a jako że byliśmy już długo ze sobą to mieszkaliśmy "jak stare dobre małżeństwo". I chociaż miło to wspominam, to faktycznie patrząc z innej perspektywy stwierdzam, że było trochę tak jak piszesz. Było fajnie, ale czegoś mi brakowało. Chociaż wcale nie jestem jakoś specjalnie moralny, a to co myślą o mnie ludzie wokół mam generalnie gdzieś, jednak czułem że tak żyjemy trochę "na nielegalu". Chodziła mi po głowie ta "kocia łapa", a nasz związek stanął w miejscu zamiast iść do przodu, jakbyśmy tego oczekiwali właśnie po tym zamieszkaniu razem. Ja od początku nie chciałem z nią mieszkać, ale ona przez okrągły rok wierciła mi dziurę w brzuchu że w końcu zgodziłem się dla świętego spokoju. W tej chwili jestem zdania że dopiero po ślubie zamieszkam z kobietą, ale przecież tylko krowa nie zmienia zdania Ale tak jak piszę nie jest to regułą i w innym przypadku takie zamieszkanie może się "potoczyć" zupełnie inaczej. napisał/a: magg82 2009-05-08 00:44 Ja rozumiem w 100% ludzi który decydują się na wspólne mieszkanie przed ślubem, szczególnie w przypadku, gdy obydwoje są poza swoim miastem rodzinnym i wynajmują mieszkanie czy pokój. Sama jednak nie zdecydowałam się na wspólne mieszkanie przed ślubem. Bardzo chciałabym, żeby ślub coś w naszym życiu zmienił, żeby to nie byłoashley86 napisal(a):podpisania papierka Postanowiłam sobie, że nie będę mieszkać z żadnym facetem przed ślubem tak bez zobowiązań, bo w razie rozstania czułabym się nie w porządku w stosunku do mojego przyszłego męża (może to jakieś dziwne ale jakoś tak tam ). Są osoby, które postanawiają ze sobą zamieszkać przed ślubem "dla testu". To wg mniej nie jest fair - mam zamieszkać z moim mężczyzną po to, żeby go sprawdzać, czy się nadaje na męża - hmm, no nie wiem I tak wiem, jaki jest i czego się mogę po nim spodziewać, nie potrzebuję go dodatkowo testować napisał/a: Maadii 2009-05-08 03:18 Co do mieszkania przed slubem to wydaje mi sie, ze sprawa czasem nie jest taka prosta. Wiem z wlasnego zycia. Jestem katoliczka i kiedys swiecie wierzylam, ze nigdy nie zamieszkam z moim chlopakiem przed slubem. Ale zycie mnie troche zaskoczylo i tak od jakiegos czasu coraz wiecej czasu spedzamy razem, u mnie. Niby formalnie nie mieszkamy razem, bo kazde ma swoje mieszkanie. Ale praktycznie to od trzech miesiecy noce, ktore on spedzil u siebie mozna pliczyc na palcach jednej reki. I teraz jetem na etapie zastanawiania sie czy warto sie oszukiwac i udawac ze nie mieszkamy razem czy spojrzec prawdzie w oczy. Dodam, ze pod wgledem ekonomicznym bardzo by nam ulatwialo sprawe pracenie jedngo czynszu. A poza tym slub tez bedzie, bo to jest wlasnie TEN;) Dlatego nauczona wlasnym doswiadczeniem wiem, ze kazdy przypadek nalezy rozpatrywac z osobna. Bo ja nadal wolalabym najpierw wyjsc za maz, a potem mieszkac razem tylko ze pobrac sie to kwestia conajmniej kilku miesiecy. napisał/a: ~gość 2009-05-08 10:09 A my mieszkamy razem prawie od roku. I nie uważam żeby to było "pójście na skróty", a rozstać się bez większych konsekwencji o wiele łatwiej gdy się spędza ze sobą mniej czasu niż gdy ma się siebie 24 godziny na dobę. Nie zamieszkaliśmy ze sobą "dla testu" jak to ktoś tutaj nazwał, ani dlatego że tak nam było łatwiej bo będzie jeden czynsz czy coś, tylko dlatego że oboje tego bardzo chcieliśmy. napisał/a: Mika88 2009-05-08 11:15 ja osobiscie nie wyobrazam sobie zeby wziasc slub bez wczesniejszego mieszkania ze soba :) ale to jest tylko moje skromne zdanie ;P wole miec pewnosc, ze to wlasnie TEN i to z nim chce isc dalej przez zycie. Bedac z partnerema chodziennie przez prawie caly czas moge dokladnie go poznac, jego zachowanie w roznych sytuacjach itp a widzac sie z nim dajmy na to raz na jakis czas jest to malo mozliwe, wiadomo tez, ze mieszkajac razem praeie wszystkie rzeczy zalatwia sie razem takze tutaj tez partner bedzie mial duze pole do popisu ;P moze jeszcze kiedys zdanie zmienie bo roznie to bywa w zyciu jednak na dzien dzisiejszy jestem jak najbardziej za wspolnym mieszkaniem przed slubem :) napisał/a: filia 2009-05-08 13:53 My nie mieszkaliśmy przed ślubem razem (a bylismy ze sobą 4 lata) i dla mnie przede wszystkim było to piękne, że noc przed ślubem - jeszcze u rodziców, a noc po slubie - razem we własnym mieszkaniu :) (własnym nie mam na myśli, że jest notarialnie nasze, bo nie jest ale poniewaz w nim mieszkamy wieć dla mnie jest "nasze" :)) i dla mnie było to wspaniałe, że tak ważną dla mnie zmianę w życiu jaką jest slub moge podkreślić przez wspólne zamieszkanie poza tym było mnóstwo innych powodów i ogólnie jestem zdania, że wspólne zamieszkanie jest tylko i wyłącznie dla małżonków,a mieszkanie bez ślubu jest udawaniem małżenstwa, którym się nie jest, ale zeby to dokładnie wytłumaczyć i opowiedzieć, to potrzeba by było kilkugodzinnej rozmowy na żywo a na pewno nie jednego posta na forum :) napisał/a: ~gość 2009-05-08 13:59 ashley86 napisal(a):bo jest to w pewnym sensie "pojscie na skroty", bo w razie czego mozna sie rozstac bez wiekszych koncekwencji. a jak się ma ślub, to albo trzeba się rozwieść, co jest już większym zachodem, albo męczyć w tym nieszczęśliwym małżeństwie ;) ja z jednej strony chciałabym sobie pomieszkać przed ślubem (choć może wystarczyłby mi jakiś długi wspólny wyjazd, typu miesiąć np), do tej pory byłam za takim wcześniejszym mieszkaniem, ale koniecznie z perspektywą ślubu (a nie tak jak moja niespełna 19-letnia kuzynka od półtora roku mieszka z 9 lat starszym facetem i ani perspektyw na ślub nie roztaczają :/ ), ale po przeczytaniu posta filia, tak sobie pomyślałam, że magiczne jest filia napisal(a):noc przed ślubem - jeszcze u rodziców, a noc po slubie - razem we własnym mieszkaniu :D napisał/a: aniawawa1 2009-05-08 14:32 My tez nie mieszkamy razem tak na stale, ale ze 3 noce w tygodniu spedzamy razem. Na samym poczatku jasno powiedzialam, ze wspolne mieszkanie dopiero po slubie, zostalo to zaakceptowane przez druga napisal(a): noc przed ślubem - jeszcze u rodziców, a noc po slubie - razem we własnym mieszkaniu :) No wlasnie to jest ta magiczna chwila dodatkowo podkreslajaca ten wazny moment. napisał/a: filia 2009-05-08 15:57 aniawawa napisal(a):Na samym poczatku jasno powiedzialam, ze wspolne mieszkanie dopiero po slubie, zostalo to zaakceptowane przez druga strone. my byliśmy pod tym względem całkowicie jednomyślni :) dużo rozmawialiśmy (i rozmawiamy nadal) o tym dlaczego i co nam to daje/dawało ale żadnemu z nas nawet przez myśl nie przeszło inne rozwiązanie :)aniawawa napisal(a):filia napisal(a): noc przed ślubem - jeszcze u rodziców, a noc po slubie - razem we własnym mieszkaniu :) No wlasnie to jest ta magiczna chwila dodatkowo podkreslajaca ten wazny moment. ja bym powiedziała: wspaniała zmiana, podkreslająca wagę podjętej decyzji (małżeństwa) oczywiście wiąze się z tym mnóstwo pozytywnych uczuć, przede wszystkim radości, słowo magiczny jak dla mnie nie do końca to oddaje ;) napisał/a: ~gość 2009-05-08 21:14 to już semantyka, każdy inny stosunek ma do danego słowa i inne uczucia mogą się z nim wiązać ;)
smutna 20 lat 20 maja 2006, 21:37 mieszkalam przez 1,5 roku z facetem ktorego kochalam ale przestalam. wyjechalam na studia do innego miasta i caly czas utrzymujemy kontakt i widujemy sie co 2 miesiace. mam go dosc, ale jest tak obecny w moim zyciu ze nie wyobrazam sobie innej sytuacji. boje sie jego cierpienia jak go zostawie. juz raz to sie stalo i zaczal robic straszne glupoty bral tabletki uspokajajace w zabijajacych ilosciach. to jeszcze poglebilo moj wstret do niego, a chyba mialo byc na odwrot. problem jest jeszcze wiekszy. wykryto u niego nowotwor czym oczywiscie bardzo sie przejmuje. Czy dlatego powinnam byc z nim wbrew sobie? chyba jestem okrutna, ale przeciez nie moge byc matka teresa. on ma 28 lat i mysli o mnie bardzo powaznie. ostatnio jak sie widzielismy kochalam sie z nim z taka strasznych uczuc, wstretu, zaklamania i przerazenia. jest mi ciezko ciesze sie ze mieszka tak daleko i nie mozemy sie widywac. przeciez to nie tak ma wygladac!!! jeszcze jest aspekt materialny, on jest mi winny 6 tysiecy zlotych i wiem ze jak go zostawie to bede raczej o nich mogla zapomniec. a to dla studentki duze pieniadze, zwlaszcza ze pierwsze samodzielnie zarobione.. czy ktos ma jakas wskazowke?chcialabym sie w kims zakochac wtedy daloby mi to odwagi. tak to tylko sie miotam miedzy ambiwalentnymi uczuciami... wiem ze to jeden z tym znienawiodzonych postow, ale jezeli macie jakies pomysly napiszcie prosze. kasiatatry 20 maja 2006, 22:10 a co do kwestii przyjaciela.. przyjaciółmi chyba nie zostaniecie predko.. bo przyjaźń po miłości jest triumfem dobrych manier nad rozczarowaniem.. smutna 20 lat 20 maja 2006, 22:12 spoko:) najlepiej by bylo jakby sie dalo zrobic tak zeby on mnie zostawil.. jakis sztanski plan?nie to glupie, nie ma co uciekac od rzeczywistosci. chyba jestem strasznym czego sie najbardziej boje, tego ze jemu bedzie strasznie zle i samotno, tylko ja wiem o chorobie, i zostanie z nia sam i bedzie moze myslal, ze to przez to nie chce z nim byc. Liczba postów: 5370 20 maja 2006, 22:12 ja mieszkam z moim dwa i poł roku, jesteśmy razem od ośmiu latnachodziły mnie czasem myśli, żeby z nim zerwać... ale nie wiedziałąbym jak... więc wiem, co czujesz...ale chciałabym się z nim przyjaźnić... czasem się śmiejemy, że jesteśmy już tyle czasu razem, że to kazirodztwo - a jak tu zerwac pprzyjaźń z bratem ale tak serio - no, może mu o tej przyjaźni nie mów w prost, ale utrzymuj z nim kontakty... bo chyba nie chcesz zerwac wszystkiego defiinitywnie, nie? smutna 20 lat 20 maja 2006, 22:14 myszunia. ja juz wycierpialam w tym zwiazku swoje. teraz juz wszytsko wygaslo i ja jestem spokojna. boje sie tylko o niego, bo moze juz z mojej striony nie ma namietnosci i pozadania, ale jest oddanie, przyjazn i szacunek. i nie chce tego tracic. a wiem ze strace prawdopodobnie na zawsze. Dołączył: 2006-03-13 Miasto: Gdańsk Liczba postów: 1888 20 maja 2006, 22:15 mi się jeszcze nie zdarzyła przyjaźń po miłości, ale podobno to możliwe..widać..mam zbyt trudny charakter albo jetsem za wredna..nie ma co się oszukiwać..na koniec umiem powiedzieć wszystko co mnie bolało itp..a nieraz powinnam się ugryść w jezorek..:) myszunia przyjdzie miłość zobaczysz..musisz tylko dac sobie troszke czasu.. kasiatatry 20 maja 2006, 22:18 ja mysle, ze warto zebys przy niemu była.. chociazby dlatego, ze tyle Was łączyło, a on teraz Ciebie potrzebuje. Warto jednak rozmawiac.. i spojrzec prawdzie w oczy. On zrozumie w koncu.. A jesli nie to go odeslij na terapie do mnie ;) Dołączył: 2006-03-13 Miasto: Gdańsk Liczba postów: 1888 20 maja 2006, 22:18 o..kasia leczysz złamane męskei serduszka? czy szukasz kogos dla siebie?:) smutna 20 lat 20 maja 2006, 22:19 i bardzo mi przykro myszuniu, ze cie to spotkalo. ale teraz czas na odbicie sie. to dobry moment zeby zaczac wielkie zmiany i nowe zycie. ulozy sie wszystko predzej czy pozniej... karolcia jasne ze chce utrzymywac kontakty ale boje sie ze on mnie znienawidzi, albo zinterpretuje to jako szanse i nadzieje jaka mu daje... postep jest bo udalo mi sie wyprowadzic pod pretekstem studiow a nie szczerosci niestety, wiec powinno byc latwiejl. a nie jest. jeszcze do tego on bardzo sie zmienil po tym jak go pierwszy raz zostawilam. stal sie dla mnie aniolem i zmienil wszystkie rzeczy jakie mnie w nim denerwowaly i jakie mu wypomnialam jako pretekst dla rozstania, ktore tak naprawde bylo spowodowane moim "odkochaniem sie". ale nie pomoglo. a teraz pretekstu juz nie ma... kasiatatry 20 maja 2006, 22:21 powiedz mu o tym.. zobaczysz, ze sie da.. ja mysle, ze on bedzie chciał byc z Toba, a moze raczej przy Tobie "na Twoich warunkach".. mysle, ze po pewnym czasie doceni to co chcesz mu ofiarowac.. bo szacunek, oddanie i przyjaźń na ulicy nie leżą i latami sie na nie pracuje.. Dołączył: 2006-03-13 Miasto: Gdańsk Liczba postów: 1888 20 maja 2006, 22:22 więc czas powiedzieć prawdę..nie ma co go oszukiwać..bo jeśli cię w końcu znienawidzi..hm..może mieć rację..jak się dowie jak długo był oszukiwany..sorki za szczerość..ale on to może tak odebrać, i chyba będzie mieć rację:(
Oczywiście, że tak, ale… czy musicie mieć osobne, rachunki bankowe, półki w lodówce; czy rachunki powinniście opłacać po połowie? W sytuacji gdy każde z Was ma swoje dochody, istnieje przynajmniej teoretyczna możliwość, że da się wprowadzić pewną rozdzielność w ponoszeniu kosztów związanych z utrzymaniem mieszkania, dzieci a pewnie i spłatą kredytu. Gorzej, gdy nie pracujesz i zdana/y jesteś na łaskę i niełaskę znaleźć wówczas jednoznaczną odpowiedź na pytanie, jak takie życie ,,osobno choć razem” powinno wyglądać, aby spełnić wymóg prowadzenia oddzielnego gospodarstwa. Jeżeli mąż opłaca wszystkie rachunki i zostawia Ci jakąś kwotę na wyżywienie, której wysokość ustalił samowolnie-nie sposób mówić o wspólnym podejmowaniu decyzji finansowych. Jeżeli nie dostajesz żadnych pieniędzy i w desperacji ,,podbierasz” jego rzeczy z lodówki, to raczej nie prowadzicie wspólnego gospodarstwa, prawda? Pamiętaj, że pewne zachowania, mogą być różnie oceniane w zależności od pozostałych okoliczności sprawy. Przepisy często posługują się niejasnym kryterium ,,szczególnych okoliczności”, które pozwalają różnie interpretować Wasze relacje. ,,Prowadzenie wspólnego gospodarstwa” oznacza, że relacje ekonomiczne uwzględniają w równym stopniu interesy każdego z małżonków, a więc każde z nich ma wpływ na to jak te relacje wyglądają, na co przeznaczają pieniądze, ile wydają na życie, a ile oszczędzają. Wspólne gospodarstwo to jak wspólne przedsiębiorstwo, którym zarządzacie jako wspólnicy. Jeżeli korzystasz z pieniędzy męża, bo nie masz własnych, a gotujesz obiady z obawy przed agresją, to jesteś ofiarą przemocy, a nie ,,wspólnikiem”. Twoim zadaniem będzie natomiast wykazać przed sądem, że byłaś do tego zmuszona ,,szczególnymi okolicznościami sprawy”. W czym mogę Ci pomóc?
jak sie rozstac mieszkajac razem